niedziela, 5 stycznia 2014

Kakałko na szary dzień

We mgle, którą można było jeść łyżką spotkałam sarnę. Jechałam powoli drogą, spiralnie wkręconą w sopocki las. Jechałam wolniej niż bym szła, wpatrując się w białą wstążkę na skraju drogi. Samochód tracił kontury wtopiony w puszysty krem.
I ta sarna, stała na brzegu lasu, w małej zatoczce i przez sekundę myślałam, że to dwie przydrożne prostytutki na długich nogach, z ciałami które zabrała mgła i nuda. Jedna z nich wysunęła głowę do przodu prawie dotykając nosem lusterek w moim aucie. Ale nie wskoczyła na drogę, ani się nie cofnęła, tylko patrzyła na mnie uważnie, wyciągając szyję. Zaczekała aż spojrzę jej w oczy. Zastrzygła uszami, machnęła głową w bok, za głową poszła reszta ciała zaopatrzona w wesoły tyłeczek i zniknęła w szarym melanżu. Poczułam się samotna we mgle. Siorbnęłam z termosu łyk ciepłego kakałka. Miało smak czekolady, korzennych pierników, miodu, cynamonu i czerwonego pieprzu. Było kojącym początkiem bajki o zagubionym Jasiu i sprytnej Małgosi. Mam od świąt butlę syropu, który rozcieńczam mlekiem albo dolewam zamiast cukru do kawy. Przed wigilią, jeden ze słoi miodu, tego najtańszego, płynnego, który kupuję do robienia pierników, wlałam do wedlowskiego gorzkiego kakała, wymieszanego z wodą do konsystencji diabelskiego szlamu. Miód wtopił się złotem w czekoladowe błoto. Razem potrzebowali już tylko zamorskich przypraw i ciepła. W końcu to miał być piernik pachnący podróżą do Arabii Szczęśliwej. Zanim miód z czekoladą zaczął bulgotać zapraszając w słodką otchłań zagubione duszyczki, w czarnym kamiennym moździerzu utarłam na szorstki proszek jaskrawe kropki czerwonego pieprzu, głupiutkie ziarenka kolendry, co to same nie wiedzą że kryją w swoim wnętrzu duszącą tajemnicę, spiczaste goździki, od których przestają boleć zęby i głowa, ziele angielskie, które pachnie jak wszystkie przyprawy świata i łagodzący nerwy i zapalczywość cynamon. Przez chwilę wąchałam powstały proszek. Wybielony mógłby stać się nielegalny i drogi. Wsypałam go do miodowo czekoladowej kipieli (nigdy nie miałam głowy do interesów), zamieszałam i wystudziłam.Następnego dnia już, już dodałabym do czarnego lepkiego płynu mąki żeby zagnieść piernik… Ale rozejrzałam się po kuchni. Na tacach i paterach piętrzyły się pachnące świętami ciasta. Jeszcze jedno? Zostawię ten syrop do mleka.    

Powinnam wtedy zatrzymać samochód. Ale gdzie we mgle na serpentynie w lesie? Powinnam nie mieć samochodu, tylko koszyczek z tym czekoladowym napojem. Powinnam nie być w trampkach (kto nosi trampki w styczniu?) tylko czerwonych botkach i powinnam pójść z tym smakiem i zapachem jak z piernikowej chatki Baby Jagi za sarną, którą wzięłam za dwie zagubione we mgle kurwy i trzeba było ułożyć sobie życie w głębi lasu wspartego na srebrzystej, wilgotnej chmurze. Byłabym Złą Czarownicą, Wiedźmą Mim, a sarna moim wilkiem i zwabiałybyśmy tą goździkowo pieprzną czekoladą w płynie naiwne różne osoby, nadające się na pieczeń. 
Ale byłaby zabawa jakby któregoś wieczoru wpadł do nas przez komin młodociany król Artur: 
http://www.youtube.com/watch?v=zANV9XNwfE4



Syrop miodowy na kakałko piernikowe

Składniki:
miód płynny 1 kg
kakao wedlowskie 300 g
woda szklankapieprz czerwony 1,5 łyżeczkikolendra 0,5 łyżeczkigoździki 15 sztukziele angielskie 15 kuleczekcynamon mielony 2 łyżeczki

Przyprawy utłuc w moździerzu, wymieszać z kakao, rozetrzeć z wodą, dolać miód i zagotować. Przelać do butelek. Łączyć z dowolnym spienionym mlekiem w ulubionych przez siebie proporcjach. Arturowi najbardziej smakuje 1 duża łyżka syropu na pół szklanki tłustego mleka.


1 komentarz: