środa, 25 grudnia 2013

Libertango

Tym razem postanowiliśmy z Sylwestrem spędzić jego imieniny na bogato. Kupimy dużo szampana, ugotujemy pyszne jedzenie, a o północy razem z Marylą Rodowicz i Maleńczukiem, wystrzelimy z balkonu sztuczne ognie. Poza gwiazdami telewizji nie zapraszamy żadnych gości. Ma być owszem – bogato, ale ekskluzywnie. Tylko luminarze polskiej estrady i nasi najlepsi przyjaciele – Ja i On.

Zainwestowaliśmy jedną pensję w dwa dobre szampany, walizkę rac i jeszcze starczyło dla mnie na za ciasną sukienkę z za dużym dekoltem. Ilekroć widzę bardzo obcisłą suknię z dekoltem (najlepiej błyszczącą, lub w olbrzymie kwiaty) natychmiast się do niej przymierzam. Co gorsza, od czasu kiedy znamy się z Sylwestrem, nałóg ten jest umiejętnie wzmacniany…

Poznaliśmy się na wystawie drogiego malarza połączonej z wieczorem autorskim feministycznej poetki. Podpierałam ścianę kultowego domu kultury jak wiolonczela w kwiecistym czarnym futerale. Co najmniej o rozmiar na mnie za małym. Z wycięciem pod szyją o trzy rozmiary za dużym. Ziewałam, kiedy podszedł do mnie z kieliszkiem czerwonego wina.
– Zbladłaś.
– Ty też nie wyglądasz najlepiej…
– Co tu robisz? – zapytał błyskotliwie, podając mi wino.
– Stoję w za ciasnej kiecce – odpowiedziałam prawdę.
– To lepiej niż w za luźniej – roześmiał się. Uwierzyłam. Do dziś wierzę. Choć przyjaciele styliści twierdzą dokładnie odwrotnie. Na pewno się znają, ale z drugiej strony, są gejami. Więc z ich punktu widzenia, skoro nie mam ciała 17 letniego chłopca, to rzeczywiście, lepiej, żeby w za szerokiej… 

Sylwester czytał Tygodnik Powszechny w kawiarni przed sklepem. Ja oddawałam się pasji przymierzania połyskliwych futerałów.
Kiedy kończył felieton Stasiuka, ja zostawiałam za sobą bramkę sklepu. Machałam czarno-białą torbą, szczęśliwa, że jeszcze dziś wieczorem wślizgnę się w streczową kreację, do której dokupiłam samonośne pończochy z wzorkiem imitującym tatuaż i koronkowe body. Sylwester machał Polityką wskazując palcem na kubek zimnej kawy:
– Czeka na ciebie od pół godziny.

Upiłam łyk carmel macchiato i zmrużyłam oczy, żeby pobyć trochę sam na sam z słodyczą zimnego syropu karmelowego i kontraltem Grace Jones, który nadawał centrum handlowemu glamrockowy sznyt.
– “Strange, I’ve seen that face before” –Sylwester bezbłednie zanucił melodię Piazzolli. Otworzyłam oczy.
– Heej, co robicie dziś wieczór? – Piękna Wanda, której nie chciał Niemiec, bo dostał rolę w serialu o księdzu i papudze, zagadnęła Sylwestra, jednocześnie wyjmując mi z ręki kubek z zimną kawą.
– Fuuj! Ale słoodkie! – Omal nie wypluła kawy do torby z sukienką.
– Siedzimy w domu. Śpimy, a ty?
– Teeż, raczej. Kupiłam sobie ostatni sezon Dextera.
– Dobry wybór
– To może wpadnij do nas, po co mamy siedzieć sami w swoich domach? Raczej.. –
Sylwester spojrzał na mnie i przełknął ślinę. Dobrze, że nie kopnął mnie w kostkę, bo mógłby mi ją złamać.
– A nie chceecie być saami? – upewniała się Wanda?
– Spaać? Saami? Nuuda…Sylwester wpadł w manierę Wandy
– Zwariowałaś, sami w Sylwestra? Nie, nie chcemy - przyjdź koniecznie, brnęłam dalej. –Weź ze sobą Dextera, może się coś wydarzy...
– Nie mogę zostawić psa. On panicznie boi się wybuchów. Zwariuje sam w domu. I tak już zwariował… – Wanda nagle przestała przeciągać samogłoski.
– Weźcie ze sobą psa – uśmiechnął się Sylwester, który z tej pary, woli psa od człowieka.
– Jacy my?
– No Ty i Dexter.
Teraz ja przełknęłam ślinę. Rzuciłam współczujące spojrzenie torbie, która rozpierała się na krzesełku obok.
Dodawałam psa w histerii, do mojej nowej elastycznej sukienki wyszywanej cekinami. Już, już miałam powiedzieć coś o uczuleniu cioci, która jednak u nas będzie, ale nim otworzyłam usta, Wanda całowała mnie w drugi policzek i żegnała się z Sylwestrem. Ja również.

Rozdzieliliśmy się. Sylwester poszedł dokupić szampana, ja udałam się do delikatesów.
Tego wieczoru sprzedawcy postanowili rozruszać klientów. Szybciej zrobią zakupy, szybciej wyjdą. Słusznie. Grace Jones była najlepszym wyborem. Podgrzewała atmosferę nie dając możliwości odwrotu. Teraz w całym centrum rytm nadawało „This is life”.
Z kupowaniem jedzenia jest u mnie dokładnie odwrotnie niż z sukienkami. Sukienki jak najmniejsze, jedzenia jak najwięcej. Świeży, lub podający się za świeżego, łosoś („…this is a plate…”), masło klarowane (…„this is a cup”..), oliwa cytrynowa („…this is a story I didn’t make up…”)  fenkuły, radicchio, malutkie pomidorki, czerwone, okrągłe, podłużne, pomarańczowe, żółte, fioletowe w paski. Tak ciemne że prawie czarne. (…”This is a girl lost in the woods. Some kind of wagon from some other hood”…)
Mrożone maliny, prosecco na lody, likier różany (boże, żeby tylko był…. Jest!, kremówka, wanilia… Pochylając się nad ladą z owocami morza prowadziłam z góry przegrany bój ze skąpstwem: tańsze, czy lepsze?…
­–  Tygrysie, tylko tygrysie! – ten kpiący ton głosu, którego nie słyszałam już z pięć lat.
– Romek, co ty tu robisz!?
– W Sydney jest za gorąco. Kupiłem bilet, 25 godzin lotu i jestem. Zaprosisz mnie do siebie? Nie chce mi się łazić po mieście ani siedzieć w sylwestra w hotelu. – Dwie rzeczy łączyły nas z Romkiem: weredyzm i łakomstwo. One też były naszą klęską.  
– Nnno, jasne, ale… – zawahałam się, bo Sylwester może nie być zachwycony goszcząc Romka, który stosunkowo niedawno zmuszał mnie do odchudzania się, sam jedząc tyle, jakby karmił tasiemca …
– Nie jestem sam, przyjechałem ze wspólnikiem… Robimy teraz jachty do Kalifornii. Tzn. ja robię. On głównie pływa na desce. Niee, w porządku jest..
– Aa, to weź go ze sobą koniecznie! – zaświergotałam, bo w głowie wyświetlił mi się finał komedii romantycznej pt. „Zdradzona przez Niemca, poślubiona Kalifornijczykowi”. Po kilku zabawnych przygodach i zwrotach akcji, złotowłosa Wanda, biegła ze swoim psem do ołtarza, przy którym czekał na nią, uśmiechnięty, 30 letni surfer. Film bardzo mi się spodobał, miał dobry rytm i muzykę, więc już po chwili, uśmiechnięta, zaanonsowałam Sylwestrowi kolejnych gości, naszego wieczoru z gwiazdami…
–  Taak, Australijski Romek z kolegą? To właściwie dobrze, bo przy kasie stała za mną Agnieszką, która była jakaś nieswoja. Marudziła, że nie wychodzi od kilku miesięcy z pracy i że zapomniała o sylwestrze. A tu wszyscy gdzieś idą, niby ją ciągną, ale tak na doczepkę, i że właściwie to jest jej smutno, wraca do domu wypija drinka i idzie spać… Wiec zaprosiłem ją do nas. Po co ma być sama w domu, co?  –  potok wymowy Sylwestra wybił mnie ze sceny finałowej, w której Wanda całuje swego surfera, a zaprzęgowy pies skacze na śnieżnobiałe koronkowe dzieło Ewy Minge, opinające zgrabne ciało panny młodej. Na sukience widać ślady kosmatych łap, świadkowie, pies i goście śmieją się nie wiedzieć z czego, a wśród nich najgłośniej ja, bo przecież właśnie biorę odwet za spodziewane straty na mojej dzisiejszej wieczorowej kreacji.
– Fajnie! – zawołałam, z entuzjazmem. Sylwester zerknął na mnie podejrzliwie. Przejmując ode mnie paczki, zajrzał do torby z sukienką. Wyciągnął wieszczek z koronkowym body i zaklął:
– Kurwa, mogło być fajnie…

Krążąc po parkingu w poszukiwaniu samochodu, spotkaliśmy kolejnych pięciu, dawno nie widzianych, przepracowanych znajomych. Wszyscy znaleźli się u nas w ostatnią noc roku. Każdy przyniósł alkohol i trawę, i przyprowadził kogoś równie zajętego jak on sam. Łatwość z jaką w podziemnym garażu centrum handlowego przyjmowaliśmy kolejnych gości na nasz samotny wieczór, była idealnie zsynchronizowana z jednoznacznie erotycznym hitem „Pull up to the bumper„ Grace z 85 roku. DJ z supermarketu postanowił rozprawić się z samotnością pracoholików? „Pull up to my bumper baby. In your long black Limousin. Pull up to my bumper baby. Drive it in between"

Jeszcze przed północą pies Wandy zaprzyjaźnił się z bogatym wspólnikiem Romka, który był owszem surferem, ale pięćdziesięcioletnim. Prawem kontrastu leniwy surfer przypadł do serca Agnieszce, która za dużo pracuje. Złotowłosa Wanda, po wypalenia jointa, zainteresowała się jedzeniem. Przy półmisku hiszpańskich przekąsek, przyniesionych przez jednego z gości, wpadła w oko łakomemu Romkowi:
– Tyle lat się znamy, a właściwie nic o tobie nie wiem… Jak tam twój Niemiec?

Krążyłam miedzy kuchnią a resztą mieszkania w nowej za ciasnej sukni z dekoltem. Kolejne porcje pieczonego łososia (danie proste jak konstrukcja cepa i szybkie jak romans z trzydziestolatkiem) posypanego kolorowymi pomidorkami i zalanego pachnącym szałwią i cytryną masłem, znikały tak szybko, że ani ja, ani Sylwester nie zdążyliśmy ich nawet spróbować.
Grace Jones, ze swojej nowej płyty śpiewała teraz w naszym domu, w którym tłum obcych bliskich bawił się w alkoholowych oparach marihuany. Corporate Cannibal: “Pleased to meet you, pleased to have you on my plate 
your meat is sweet to me, your destiny, your fate”.


Po toastach, życzeniach i petardach, które jako banda wesołych przygłupów odpalaliśmy prosto z balkonu, nie zwracając uwagi na psa, który skądinąd wyglądał jakby cała sytuacja mu pasowała, wyciągnęłam z zamrażalnika ostatnią porcję lodów i zamknęłam się z nimi w łazience. Niestety nie dość dokładnie, bo zaraz za lodami wtoczył się Sylwester.
Kiedy wyszliśmy Grace Jones śpiewała gościom do snu. Pies Wandy lizał ją po twarzy. Romek pochrapywał wtulony w surfera i Agnieszkę.
Przykryliśmy ich kocami. Zapakowaliśmy naczynia do zmywarki i poszliśmy spać.
Następnego dnia obudził mnie pies szarpiący z Wandą moją noworoczną sukienkę.
 – Zzzzostaw to, natychmiast to zzzzostaw…
A niech się żrą, nie będzie mi już potrzebna.

Pull up to the bumper: www.youtube.com/watch?v=Ee6pg95EmIM


Łosoś z pieca

dla 4 osób
Przygotowanie 20 minut

Pieczenie 10 minut

Składniki:

4 duże filety lub dzwonka z łososia
Oliwa cytrynowa
Gruba sól morska
Świeżo zmielony biały pieprz.

Sos:
4 łyżki masła klarowanego
1 łyżka zimnego masła extra
1,5 łyżki zielonego pieprzu w zalewie
Pęczek pietruszki
Kilkanaście listków szałwii
8 nieobranych ząbków czosnku
0,5 kg pomidorków koktajlowych
Sok z połówki cytryny
Skórka starta z jednej cytryny
Sól morska
Świeżo zmielony biały pieprz

Przygotowanie:

1. Posmaruj rybę oliwą cytrynową, oprósz solą i pieprzem, wstaw do lodówki. 2. Przygotuj sos: roztop masło klarowane w rondelku, wrzuć do niego obrane ząbki czosnku, podgrzej. 3. Kiedy masło będzie gorące podsmaż w nim listki szałwii i natki pietruszki, wyjmij łyżką cedzakową kiedy będą chrupkie (ok. 10-15 sekund), trzymaj w cieple. 4. W tym samym maśle obsmaż pomidorki, kiedy skórka zacznie pękać wyjmij je łyżką cedzakową do miseczki i trzymaj w cieple. 5. Dodaj do masła pieprz odcedzony z zalewy. Zdejmij z ognia. 6. Rozgrzej piekarnik do 180 C. 7. Włóż przyprawione ryby do foliowego rękawa do pieczenia i wstaw do gorącego piekarnika na 12-15 minut. 8. Ponownie podgrzej masło, dopraw sokiem z cytryny, świeżo startą skórka, solą i pieprzem. Na końcu dodaj łyżkę zimnego masła, wymieszaj.9. Podawaj rybę z sosem, pomidorkami i chipsami z szałwii i pietruszki. 10. Najładniej wygląda na żółciutkiej polencie, najlepiej smakuje z ziemniakami puree utartymi z masłem, śmietanką solą cukrem i pieprzem.


Rady: oliwę cytrynową extra można kupić w lepszych supermarketach, albo zrobić samemu: nożykiem do obierania warzyw ściąć skórkę (samo żółte) z 3 wyszorowanych i sparzonych cytryn. Wcisnąć skórki do napoczętej butelki oliwy extra vergine 0,5 l. Zostawić w ciemnym miejscu na miesiąc. Używać do aromatyzowania ryb.



Prosecco na patyku

dla 4 osób
Przygotowanie 20 minut
Mrożenie 4 godziny

Składniki:

Szklanka prosecco
20 ml likieru różanego Golden Rose
200 ml kremówki
Pół szklanki cukru pudru

Sosy:
100 g mrożonych malin
100 g cukru pudru
Łyżeczka soku z limonki

75 g białej czekolady
75 g słodkiej śmietanki
Łyżeczka naturalnego ekstraktu z wanilii

4 brzoskwinie z zalewy
Kieliszek likieru Golden Rose

Przygotowanie: 

1. Do płaskiej formy wylej prosecco i likier, wymieszaj, wstaw do zamrażalnika. 2. Co godzinę ugniataj marznącą granitę widelcem. 3. Kiedy granita nabierze struktury mokrego śniegu, ubij śmietankę z cukrem i przełóż granitę i bitą śmietanę do maszynki do lodów.  4. Gotowe lody ubij w pojemniczkach po małych jogurtach lub w silikonowych foremkach. W każdy lód wbij patyczek, łyżeczkę lub widelczyk. 5. Wstaw jeszcze na 1,5 godziny do zamrażalnika. 6. Przygotuj trzy sosy: I. zmiksuj maliny z cukrem, sokiem z limonki i przetrzyj przez gęste sito, II. rozpuść czekoladę w śmietance, dodaj wanilię. III. Zmiksuj brzoskwinie z likierem różanym.  

Rady: Prosecco można zastąpić szampanem (wersja luksusowa). Likieru różanego nie da się niczym zastąpić. No dobra, można wodą różaną ze sklepu Le Diplomate. Lody można przygotować kilka dni wcześniej. Wówczas przed podaniem trzeba przenieść je na 20 minut z zamrażalnika do lodówki.



Sałata "imbirowe krewetki"

Dla 4 osób
Przygotowanie 25 minut
Macerowanie 15 minut
Grillowanie 2 minuty

Składniki:

12 krewetek (bez głowy i pancerza)
1 czerwone chili
40 g korzenia imbiru
1 -pomarańcza
1 cytryna
7 łyżek oliwy z oliwek extra vergine
sól
4 łyżki brązowego cukru
1 łyżka ziaren sezamu uprażonego na suchej patelni
1 łyżka oleju sezamowego
1 grejpfrut
200 g świeżej czerwonej cykorii radicchio
250 g fenkułu (bulwy kopru włoskiego)
1/2 pęczka świeżej kolendry
1/2 mango

Przygotowanie 

1. Wyciśnij sok z cytryny i pomarańczy. 2. Imbir obierz i pokrój na cieniutkie paseczki, usuń pestki i bardzo drobno posiekaj chili. 3. Wymieszaj sok z cytrusów z chili, imbirem, 7 łyżkami oliwy i posól do smaku. 4. Maceruj w zalewie krewetki przez 15 minut. 5. Po tym czasie wyjmij krewetki z zalewy i połącz ją z cukrem, sezamem, olejem sezamowym. Mieszaj, aż cukier się rozpuści. Powstały sos dosól do smaku. 6. Obierz grejpfruta, dokładnie usuwając białe skórki i błonki. Pokrój go w cienkie plasterki. 7. Bardzo cienko poszatkuj radicchio i fenkuł. Posiekaj listki kolendry. 8. Na dnie salaterki ułóż plasterki grejpfruta, pozostałe składniki wymieszaj z sosem, ułóż na grejpfrucie (pozostaw 4 łyżki sosu do skropienia krewetek). 9. Tuż przed podaniem króciutko zgriluj krewetki i ułóż je na sałatce. Skrop sosem.

Rady: Cykorię radicchio można zastąpić czerwoną kapustą. Do szatkowania warzyw najlepiej użyć przyrządu o nazwie Mandolina. Można go kupić w sklepach z gospodarstwem domowym. Bardzo się przydaje . 



4 komentarze:

  1. Musimy pogadać o blogowaniu ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Pal diabli bloga! Przepisy świetne, opowiadanie takoż, każdy chyba przeżył takiego Sylwestra. Czy estrada pod Narodowym jest vis a vis Twojego domu?

    OdpowiedzUsuń
  3. Tak, owszem zaiste, jest ona pod moim domem. Może to jest powodem, dla którego wyjeżdżam jutro do Gdyni?

    OdpowiedzUsuń